PAN ROMAN
7 listopada minęła 100-na rocznica urodzin Romana Siemińskiego. Do oficjalnego życiorysu odsyłam do stosownych kompendiów wiedzy, w tym do naszego wydawnictwa „90 lat kolarstwa w Legii Warszawa” lub do naszej strony Roman Siemiński
Pan Roman urodził się w Warszawie, na Powiślu przy ul. Browarnej 6 (rzut beretem od toru WTC na Dynasach). Był znakomitym gawędziarzem, z łatwością nawiązywał kontakty z ludźmi. Był kopalnią wiedzy o kolarstwie międzywojennym, świadkiem swojej epoki. Rozmawialiśmy i współpracowaliśmy przez kilkanaście lat, o kolarstwie, sprawach, faktach które nigdzie nie zostały zapisane, utrwalone. Wielokrotnie mówiliśmy że to należy nagrać dla następnych pokoleń, niestety odkładaliśmy w nieskończoność, aż Pan Roman odszedł dość niespodziewanie.
Nie był wylewny, o sobie mówił oszczędnie. Nie dowiedziałem się jak trafił do kolarstwa, w jakich okolicznościach do obozu koncentracyjnego w Mauthausen-Gusen. Dużo za to wiemy o życiu w czasie okupacji: zarabiał na utrzymanie rodziny jeżdżąc rikszą, o wyprawach rowerem po żywność na lubelszczyznę. Okupacja hitlerowska zabrała mu najlepsze lata z kariery zawodnika. Po wojnie, kiedy kończył ściganie należał do grupy osób, której staraniem reaktywowano sekcję kolarską Legii Warszawa. I w Legii pełnił później różne funkcje od zawodnika, trenera, kierownika sekcji a także magazyniera. Łącznie 55 lat.
Niesłychanie dowcipny kawalarz ze swadą opowiadał: 7 listopada w Moskwie z okazji moich urodzin odbywa się defilada. Rosjanie też sobie z Romcia zażartowali bo teraz w tym dniu obchodzą rocznicę wypędzenia Polaków z Kremla, ale chyba nie ma defilady.
Tak myślę że wcześniejsza bieda i niedostatek spowodowała iż żył skromnie i oszczędnie, ciągle gromadził różne zapasy, swojego magazynu bronił jak niepodległości. Do historii przeszedł Jego dialog z młodym adeptem kolarstwa: – Panie Romanie czy mogę otrzymać gumę. A jaką zapytał Pan Roman, przednią czy tylną? Proszę o tylną. I usłyszał od Pana Romana: niestety mam tylko przednią. Ale jak ktoś chciał przednią, to były tylko tylne. Taki żartowniś był z Pana Romana.
W czasie kiedy się ścigał miał ksywkę Garbus (od pozycji na rowerze). Potem w sekcji nazywany był Beneszem (od Prezydenta Czech), ponieważ przy wielu okazjach powtarzał że najlepsza wódka to czeska Beneszówka. To chyba mityczny trunek bo nikt nigdy nie miał okazji go skosztować.
Miałem zaszczyt znać i współpracować z Romanem Siemińskim. Los chciał że odszedł niedługo po śmierci żony za którą bardzo tęsknił. Po ostatniej z Jego udziałem legijnej wigilii, zaprosił mnie do swojego domu i podarował kilka pamiątek kolarskich. Miałem przeczucie wyjątkowości tej chwili i zachowania Pana Romana, wiedziałem że to pożegnanie.
Pamiętamy Panie Romanie. Marcin Wasiołek